Prywatna Szkoła Podstawowa AMICUS w Katowicach

Prywatne Gimnazjum Amikus

Moje wrażenia po czterodniowym pobycie nad Biebrzą (15-18 września 2015r.)

Tydzień temu odbyła się szkolna wycieczka klas drugich i trzecich nad Biebrzę organizowana przez pana Artura Szymanka. Opiekowali się nami również: pani Magda Lenczowska, pani Ania Kruczalok i pan Daniel Szeja.

Wyjechaliśmy o szóstej trzydzieści rano. Jechaliśmy bardzo długo, bo aż dziesięć godzin. Po przyjeździe na miejsce, ustaliliśmy kto z kim mieszka w szałasie. Wiedziałam, że nie będzie cywilizacji, ale nie spodziewałam się takich warunków. Nie było ani prądu, ani światła, ani normalnego prysznica, ani normalnej toalety. Miałyśmy spać w szałasie z Kasią, Julią i Madzią. Te szałasy przypominały mi trochę połączenie psiej budy i małego kurnika J. Po rozpakowaniu swoich bagaży wszyscy zjedliśmy kolację, a następnie miło spędziliśmy wieczór przy ognisku.

Drugi dzień zaczęliśmy od śniadania, po którym pojechaliśmy zwiedzić Biebrzański Park Narodowy, a w nim Twierdzę Osowiec. Był tam miły przewodnik - pan Miruś (tak się przedstawił), który na początku zwiedzania wydawał się straszny. Dał mi łuskę miłości, oraz łuskę przeciw wampirom energetycznym. Niektórym osobom dawał zagadki do rozwiązania, a ja dostałam prezent za świetną koszulkę.

Tego dnia odwiedziliśmy również torfowiska wysokie. Następnie wróciliśmy na obiad, po którym odbył się spływ tratwami po Biebrzy. Bardzo podobała mi się ta część wycieczki. Omal nie wpadłam do wody. Po przepłynięciu dwóch kilometrów był czas na odpoczynek. Dopłynęliśmy do małej plaży, gdzie chłopcy kąpali się w rzece. Wrzucili do niej Claire. Po tym incydencie nauczyciele się zdenerwowali. Wszyscy, którzy wrzucili koleżankę do wody, dostali karę od pana Artura. Musieli nauczyć się około pięćdziesięciu nazw roślin, w języku polskim i łacińskim. Wróciliśmy do obozu w różnych humorach. Ja byłam wesoła, za to niektórym chłopcom nie było do śmiechu. Szczególnie Filipowi, który dostał karę. Po kolacji, odbyła się wycieczka pod normalny prysznic J. Osoby, które chciały umyć się w normalnych warunkach, pojechały z panią Madzią i panią Anią do cywilizacji czyli motelu prowadzonego przez właścicieli naszego obozu. Po kąpieli wróciłyśmy na ognisko.

Trzeci dzień był najcieplejszy ze wszystkich. Po śniadaniu pojechaliśmy na wycieczkę rowerową do Leśniczówki Trzyrzeczki. Pierwszy raz jechałam rowerem miejskim (bez amortyzatorów) po piasku, żwirze, lesie, trawie i łące. Po drodze zatrzymaliśmy się przy zabytkowym XIX-wiecznym dworcu. Był on opuszczony. Pomimo trudności, jako pierwsza  z dziewczyn dojechałam na miejsce. Niektóre koleżanki ostatni kawałek trasy przejechały busem, który jechał za nami. Po tej wycieczce zwiedzaliśmy bunkry. Obejrzeliśmy też pobliską plantację tytoniu. W czasie spaceru towarzystwa dotrzymywała nam Klara. Był to pies przewodnika, krzyżówka owczarka kaukaskiego i labradora. Oczywiście wróciliśmy na obiad, a następnie zwiedziliśmy Izbę Regionalną w Sztabinie. Postanowiliśmy też pójść do pobliskiego sklepu, aby zrobić zakupy na jutrzejszą podróż do domu. Wieczorem odbyło się pożegnalne ognisko i kąpiel pod prysznicem z lodowatą wodą.

Ostatni dzień zaczęliśmy od spakowania się i zjedzenia śniadania. Tego dnia mieliśmy pojechać na bagna, a właściwie to na wydmy biebrzańskie w rezerwacie przyrody Czerwone Bagno i przejść około czterech kilometrów w bagnie do pasa, ale z przyczyn technicznych trzeba było zrezygnować z tego punktu wycieczki. Pan Artur powiedział, że ominęła nas najlepsza jej część i że wrócimy tutaj w czerwcu. Byłam trochę zawiedziona, lecz pomyślałam, że może w czerwcu będzie równie wesoło. Zamiast na bagno pojechaliśmy do cukierni w Suchowoli. Kupiłam tam pysznego sękacza oraz szyszkę składającą się z dmuchanego ryżu i karmelu. Ostatnim punktem wycieczki był środek Europy, który według tradycji znajduje się właśnie w Suchowoli. Wyznaczył go pewien kartograf w XVIII w. i  podobno niewiele się pomylił, zważywszy na ówczesny poziom nauki. Obejrzeliśmy również pobliski kościół, z którym związany był ksiądz Jerzy Popiełuszko.

W końcu pojechaliśmy do Katowic. W autokarze było bardzo wesoło, gdyż w czasie podróży śpiewaliśmy piosenki, które puszczał nam nasz wspaniały kierowca. Bardzo miło wspominam naszą wycieczkę. Mam nadzieję, że w czerwcu będzie równie wesoło.
 

Monika Grymel
klasa 2A

POWRÓT